środa, 27 marca 2013

424. Bliska dusza

Wczoraj zadzwoniła do mnie Przyjaciółka. Moja bliska dusza. Nie mamy niestety okazji widywać się zbyt często, bo odległość, obowiązki, dzieci, praca.... Ale rozmawiamy.
Po tym, jak ja już opadam nieraz z sił, jak tonę w monotonii, jak chwili dla siebie nie mam, jak dłużąca się zima przegania skutecznie wiosnę zadzwoniła Ona. Zawsze wie, kiedy zadzwonić. Zawsze. Gadałyśmy jak jednej "cieżko" i drugiej. Jak nie mamy czasu, dla siebie i na siebie. Jak oparcia czasem w bliskich brak. Jak ciężko dziecko do placówki będzie oddac kiedyś. Jak choróbska, jak praca, jak gonitwa. Jak...
Jak codzienność. Jak.
I tak jakby po tej rozmowie wszytsko ze mnie uleciało. Jakby po wysłuchnaiu, zrobiło się lżej. Jakby wszystko zrobiło się nie tak straszne, nie tak trudne.
Bo u niej tak samo.
Bo ona wie też, co to brak czasu wspólnego, brak czasu na moje "ja". Osamotnienie, bo przyjaciele już dali sobie spokój - masz dziecko - to juz finito. Nie dzwonią, bo po co.
Zobaczyłam, że u niej to samo, a ona u mnie.
Takie proste, a dało mi trochę spokoju.

3 komentarze:

  1. Dobrze mieć kogoś takiego bliskiego sercu. Ja też mam 2 takie "bratnie dusze" i bardzo się z tego cieszę :) Wiem, że zawsze mogę zadzwonic do nich, wygadać się i że mogę na nie liczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie jest mieć kogoś takiego:D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!