niedziela, 26 września 2010

Znów giną ludzie

Wypadek polskiego autokaru na niemieckiej autostradzie...
Przykro, z powodu tych, którzy stracili bliskich. :(
Oglądam właśnie zdjęcia z katastrofy. Są szokujące...
Masakra.
Zastanawiam się, jak się czuje teraz kobieta mercedesa, która zabiła 13 osób... wymuszając pierwszeństwo na drodze podporządkowanej...
Mam nadzieję, że władze wyciągną wobec niej konsekwencje współmierne do wymiaru tej tragedii...
...

sobota, 25 września 2010

Pełny relaks… no prawie:)

Pełny relaks byłby, gdyby mój kaszel i katar (łaskawie:) już się skończyły. No bo ileż można?:) także samopoczucie nie najlepsze... upssss...
Dziś dzień mi upłynął nawet nie wiem kiedy.
Byliśmy po warzywa na bazarze. Takim, gdzie można kupić naprawdę pachnące jabłka, pomidory, ogórki... wszystko, co chcesz. Piękną włoszczyznę na zupę. Pachnącą. Pietruszkę i czosnek. Nie jest to co prawda blisko, ale warto. Mówię Wam. Te warzywa kupowane w marketach są takie "plastikowe". Bez smaku i zapachu. Brrr, mam nadzieję nigdy więcej...
Kapusta kiszona z tego warzywniaka smakuje prawie tak, jak ta od babci, prawdziwa, najpierw własnoręcznie pocięta, a potem kiszona...
mniam...:)
A co u Was? Jak mija weekend?

środa, 22 września 2010

Dziś już lepiej

Dziś już lepiej. Głowa mnie nie boli i gorączka spadła.

Katar jeszcze mnie męczy, ale da się wytrzymać.

Odpoczywam. Oddycham. Nie myślę o niczym.

Odstawiłam stres.

Luzzzz.

Czekam na książkę, którą kupiłam tydzień (!) temu.

Nie wiem co się dzieje, ale książki nadal brak.

:(

wtorek, 21 września 2010

Paskudne choróbsko i słów kilka o nfz

W związku z tym, że od soboty począwszy atakował mnie jakiś wirus (którego objawem był jakiś katar, kaszel, ból głowy i inne objawy), w poniedziałek z rana zadzwoniłam do przychodni, umówić się do swojego lekarza rodzinnego. "Oczywiście" do "mojej " pani doktor nie było juz miejsca (było, dzień lub dwa później), z powodu wysokiej goraczki musiałam dostac sie do lekarza nałłłł, żeby nie paść w przedbiegach... więc wybrałam panią doktor x.

Miła pani w recepcji umówiła mnie na 9:30, Bóg jej zapłać. O 9:20, coby sie nie spóźnić byłam pod gabinetem. A tam co??? A tam kolejka, ... mać. Jeden koleś co był na 8:00 (lekarka przyszła o 9:00, wiec jak miał o 8:00 wejść(?!), drugi okazało sie na 9:30 tak, jak ja, w tej przychodni ewidentnie umawiają kilu pacjentów na ta samą godzinę.... no commentsss... wulala

No to czekam, czekam, goraczke mam coraz większa, kreci mi się w głowie, ale mysllę wytrzymam, wytrzymam... ufff. Weszli wszytscy ci, którzy rzekomo byli przede mną... no to mysle , jeszcze troszkę... jeszcze chwilkę. A czas leci. Juz prawie dziesiąta. Nagle z rzedu krzeseł po drugiej stronie słyszę w swoją stronę skrzeczenie: "A pani to na którą jest???" hmmm mysle, czy to do mnie, przeciez ten cały rząd moherów (mocherów?! worewer) czeka pod zupełnie innym gabinetem.... Odpowiadam ze na 9:30. Wiec te "miłe panie", że one na 11:00)... rece mi opadły, i stwierdziłam, ze one coś knują. Tak poza tematem, to ja przyszłam o 9:20, one juz tam były. Po cholere przychodza o 9:00 skoro maja na 11:00???? nigdy tego nie zrozumiem. oks. czekam dalej.

W pewnym momencie (dochodzimy do sedna sprawy) w/w moher pyta się, czy nie wpuściłabym jej w kolejkę, bo ona słabo się czuje.. W tym momencie szlag mnie trafil na miejscu, powiedziałam uprzejmie, ze nie, poniewaz jak tez tu juz czekam z goraczka, i nie mam zamiaru niepotrzebnie tego czekania wydłużać. Jeżeli ma na 11:00 to nich czeka na swoją kolej. (Cały rząd moherów zabił mnie już wzrokiem).

Wiecie, i nie o to chodzi, że nie ma dla mnie współczucia, dla starszych osób, ale zaraz... na razie historiii ciąg dalszy...

Mimo mojej zdecydowanej odpowiedzi NIE moher wbił się bezczelnie pomiędzy mnie a drzwi i zaczął scenki odprawiać, że ona zaraz tu padnie, ze jej słabo i duszno... (Nie dziwne, że jej duszno, skoro siedzi tu od niewiadomo której godziny) Pan, który czekał w kolejce za mną, nabrał się na te sztuczki, ustalił z prawiemdlejącąstarszapaniamoher, ze wezwie pieleęgniarkę z recepcji. A ona przebiegła **** powiedziała, ze ona nie chce pielęgniarki, tylko że ona chce do gabinetu...

No comment...myślałam, ze mnie w tym momencie trafi szlag. Przyszła pani z recepcji i wprowadziła wyobraźcie sobie tego mohera do gabinetu lekarskiego!!!! Przecież to woła o pomste do nieba!!! Szok. (Nic nie mam oczywiście do pani z recepcji, bo ona niewinna jest:)

Podsumowująć: moher spędził z gabinecie 45-50 minut. W międzyczasie zdążył zawołać do środka jeszcze swoją siostre (i wszystkich "kolegów i znajomych królika"). Ja weszłam na wizytę ok 10:40.

To moja przygoda w naszej polskiej służbie zdrowia. Nic tu chyba nie wymaga komentarza. Aaa jeszcze jedno: wychodzac ŻWAWYM KROKIEM (ozdrowiały nagle obie) z gabinetu obie "moherowe siostry" powiedziały "dziękuje". Tylko nie wiem, do kogo - do mnie - przeciez wepchały sie na chama, na bezczelniaka, wiec nie mają za co dziękować, ja ich nigdzie nie wpuszczałam...

Może powinny być osobne godziny przyjęć dla "zdrowychmoherówblokujacychkolejke i normalnych ludzi, którzy raz do roku się przeziębią i potrzebują bez stresu iść do lekarza??

Ok 11:30 z potwornym bólem głowy dotarłam do domu. I padłam. Zanim zasnęłam, przez moją głowę przepłynęła myśl: W jakim świecie ja żyję?

pess. Dziś juz mam się troszkę lepiej, choć katar, kaszel i spółka pozostały bez zmian.

sobota, 18 września 2010

Na smutno

W pracy dostaję tak w kość, że jak przychodzi weekend, to nie mam siły się nim cieszyć... Mogłabym cały weekend przeleżeć. Spróbuję się dziś zmobilizować i wyjść do centrum handlowego na zakupy. Mam nadzieję, że to mnie odstresuje i że choć na chwilę przestanę myśleć o tym, że za 2 dni już poniedziałek... Mam wrażenie, ze wpadam w czarną dziurę, że której ni ma powrotu... Czekam na lepsze dni bez stresu, bez gonitwy, bez ciągłego braku czasu... Ale czy takie nadejdą??

poniedziałek, 13 września 2010

Czas mnie goni…

Czas mnie goni. Czas mi goni. Nie nadążam. Marzę o ciszy. Spokoju. Na zewnątrz i w środku.

Wybieram drzwi do domu. Nie mogę się zdecydować z 5000 wzorów wybrałam 4 i utknęłam. Wrrr...

W tych katalogach jakieś kolory dziwne...

W pracy kocioł.

Standard.

Słońce wpada mi przez okno. A chwilę temu jeszcze lało. Krople deszczu śmiesznie błyszczą.

Jak łzy świata.

poniedziałek, 6 września 2010

Nasze noce i dnie…

"(...)Wspaniały zachód - rzekła szeptem Pani Barbara,
Tak - potwierdził Bogumił Niechcic
Pani Barbara odurzyła sie blaskiem wieczornej pogody
niby kielichem wina,
Świat wydawał jej sie wprost niebywale piękny...
W życiu bywają noce i bywają dnie powszednie
Ale czasem bywają tez sobotnie wieczory... (...)".



Noce i dnie
Maria Dąbrowska







[caption id="attachment_1400" align="aligncenter" width="300" caption="Dziękuję..."][/caption]

niedziela, 5 września 2010

Malowanie

Jednokolorowe ściany w domu  już mi się trochę znudziły, wiec jakiś czas temu zakupiłam szablon malarski. Ok 2 tygodnie temu malowaliśmy troszkę w domku:) ściany zostały odświeżone, a szablon czekał sobie spokojnie na swoją kolej. I wczoraj w końcu stwierdziłam, że ja już chcę mieć go na ścianie!!:) he he bo jak nie, to niewiem...

Już wcześniej wiedziałam, że aby pasował do całości, pomaluję go na ciemny brąz. Podczas malowania zdziwiłam się trochę, że aż taki mocny klej dają na ta zewnętrzną i wewnętrzną warstwę, którą przed malowaniem trzeba oderwać...

Efekt ogólnie wyszedł fajny, bardzo mi się podoba:)))

Zobaczcie sami:

[caption id="attachment_1417" align="aligncenter" width="225" caption="Dmuchawiec"][/caption]

piątek, 3 września 2010

Piątek

Piątek weekendu początek. I oby trwał jak najdłużej:))) Tydzien w pracy miałam masakryczny. Ech.. Szkoda gadać. Non stop stres. I nerwówa. Mam dość.

Chce spokoju. Ciszy. Czasu dla siebie.

Gdzie mogę to znaleźć albo kupić????

...

Ktoś wie?

Na wyciszenie wzięłam 3 tom Kalicińskiej.

Trochę pomogło.

Teraz spadam do Was.