poniedziałek, 4 lutego 2013

394. Być kobietą

Bycie kobietą generalnie jest do bani. Pomijając już kwestie menstruacji, sikania na siedząco i rodzenia dzieci, bo nic tu nie poradzimy, ale obowiązki domowe, to jednak można by jakoś podzielić, nie...?

Niedziela. Wstaliśmy razem tylko z tego powodu, że córa była głośno i obudziła tatę. Wstałam. Przewinęłam Małą. Nakarmiłam. Potem nakarmiłam siebie. Chwila zabawy. Czas na drzemkę. Małej, nie moją. Uśpiłam. Córka śpi. Całe 30 minut. (!!!) W tym czasie niemal nie wiem, co ze sobą zrobić. Obieram ziemniaki na pierogi. (sama chciałam!) Wstawiam, gotuję, pilnuję. Robię farsz.

W kuchni sajgon po wczorajszym gotowaniu makaronu ze szpinakiem. Naczynia same się nie myją, niestety. Córa wstaje. Karmię, przewijam, zabawiam. W międzyczasie chcę włączyć pranie i pozmywać naczynia. Pralka pierze, naczynia dalej brudne. Nie zdążyłam. Zabieram Małą bo burczy w foteliku. Chce towarzystwa. Chce nas. Ciśnienie rośnie.

Musze wyjść przewietrzyć głowę, bo oszaleję. Ubieram siebie. Ubieram ją. Idziemy. Jest bossssko. Zapomniałam rękawiczek i trochę bardzo zmarzły mi ręce. W międzyczasie kupuję jeszcze chleb, bo przecież nie ma.

Wracam.

Nie było mnie 2 godziny. Pranie dalej kisi się w pralce. W kuchni przybyło naczyń. Mój wnerw rośnie.

No i co robię ja?
Wersja w mojej głowie: rzucam wszystko, mówię: "nie ma tak dobrze, posprzątaj po sobie, i po nas. Nie będę myć kolejnej szklanki po wczorajszej kawie!!. Sam sobie myj. Jesteś na nogach od kilku godzin, a Ty zdążyłeś tylko włączyć komputer nic nie zrobiłeś w domu!
Wersja prawdziwa: Zaciskam zęby. Rozpakowuję siebie, dziecko, zakupy, karmię małą, przewijam, zabawiam, rozpakowuję pralkę, przedtem zbieram poprzednie pranie, ogarniam kuchnię, zmywam. Szykuję obiad. Na dwa dni. Wszytsko mnie już boli, a zwłaszcza plecy. Potem karmię Małą ponownie, bo juz minęły prawie dwie godziny. Zjadam obiad na wkur***. I nie odzywam się do wieczora. Mam dość.
To jest mój punkt widzenia.

Takie dni jak ten, odbierają mi radość życia.
I to nie jest marudzenie, tylko fakty.

dobra, wyżaliłam się. Już mi lepiej :)



3 komentarze:

  1. O Matko i Córko! To mój mąż jest aniołem wcielonym :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Skąd ja to znam!... Ilekroć wychodzę z domu i zostawiam bałagan, po powrocie zastaję jeszcze większy. Ilekroć Mąz wychodzi z domu, bałagan znika w czasie jego nieobecności. Czary, normalnie czary :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. ufff, dzięki Chuda :) a myslałam, że to tak tylko u mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz!